Powiem krótko - wkurwia mnie już do granic możliwości zestawianie mojej osoby z żarciem i gotowaniem, co ma miejsce ostatnimi czasy. Pomimo tego, że bardzo lubię to robić, nie jest to moja jedyna aktywność życiowa i nigdy też nie była. Powiedziałabym nawet, że od dłuższego czasu gotowanie stanowi margines moich zainteresowań. Działam od dawna na wielu różnych polach i blog okołokulinarny miał być radosną odskocznią dla relaksu. Teraz widzę, że odbierana jestem przez pryzmat zawartości garnka, koloru talerzy czy dobrego ujęcia kotleta.
Niektórych zapewne zmartwi to, że ilość publikowanych przepisów drastycznie spadnie. Takie osoby szczególnie zapraszam, żeby złapały stopa /wsiadły w pociąg do Poznania . Pogotujemy wspólnie, porozmawiamy o pierdołach i o konkretach . Nie spędzajcie całych dni przed monitorami tylko zacznijcie przenosić te kontakty w rzeczywistość. I dużo czytajcie, otwierajcie szeroko oczy i nadstawiajcie uszy. Nie samym jedzeniem człowiek żyje.
Poniżej parę słów na temat szowinizmu gatunkowego, o którym uważam wciąż mówi się i pisze zbyt mało. A jeszcze mniej dyskutuje jako o problemie, który trzeba konkretnie zwalczać. Przeczytaj, przemyśl i zadziałaj!
***
W dzisiejszym świecie eksploatacja zwierząt jest na porządku dziennym. Większość społeczeństwa biernie przystaje na taki stan rzeczy, tłumacząc go realizacją podstawowej konieczności życiowej. W odpowiedzi na rosnące zapotrzebowanie, wykorzystywanie zwierząt zostało uprzemysłowione. W odpowiedzi na to zapotrzebowanie każdego dnia na całym świecie rodzą się miliony nowych istot , a kolejne miliony są zabijane . Wszystko ubrane zostało w ładne słowa. Przełom w medycynie, dobroczynny eksperyment naukowy , nowa szczepionka, szykowny płaszcz, nieprzemakalne buty, pieczeń z jabłkami, jogurt truskawkowy, krem z koenzymem Q10.
I nie chodzi tutaj bynajmniej o deklaracje, tak często podnoszone jeśli stawiane są pytania dotyczące stosunku do zwierząt, że ludzie je szanują, że opiekują się psami i kotami, że nawet zabierają je do fryzjera i podają przysmaki likwidujące próchnicę. W gruncie rzeczy nie chodzi tutaj o wybiórcze akty dobrej woli, ale o całokształt codziennych praktyk, bo to one są rzeczywistością. Czynności i wybory ludzi są dla zwierząt wyrokiem. To społeczeństwo powołuje do istnienia te zwierzęta. Te zwierzęta , których życie i śmierć człowiek wykorzystuje z ogromną inwencją dla własnych potrzeb, są uprzedmiotowione. Są produktem, przedmiotem handlu, narzędziem, surowcem, towarem, zasobem naturalnym, liczbą. Zwierzę to rzecz. Sytuacji tej nie zmieniły i nie zmienią puste paragrafy głoszące magiczne słowa „zwierzę nie jest rzeczą”, zawarte w niemalże wszystkich ustawach , deklaracjach i kodeksach postępowania dotyczących praw zwierząt . Sytuacji tej nie zmienią też jałowe dyskusje w ciasnych salach uniwersytetów , skupiające się w głównej mierze na wypracowaniu nowego języka, próbującego opisywać aktualny stan wiedzy na temat relacji ludzie i nie-ludzie. Sytuacji tej nie zmieni odgórny nakaz bezmięsnych poniedziałków i postulat zmniejszenia liczby zwierząt poddawanych eksperymentom o 30 %. Co więcej , sytuacji tej nie zmieni także rosnąca ilość ludzi w koszulkach „meat free” czy „go vegan”. Każda z powyżej opisanych sytuacji to tylko próby zmiany obecnej sytuacji, które w pojedynkę nie zdadzą się na nic. I na pewno niewiele zdziałają, jeżeli nie nastąpią zmiany podstawowe – zmiany dotyczące postrzegania relacji człowiek i inne zwierzęta.
Bez rozpoznania i nazwania tej sytuacji, rozmowa o statusie moralnym innych zwierząt i naszym stosunku do nich nie ma sensu. Pierwszym problemem jest dostrzeżenie przez każdego z nas tego utrwalonego silnie w tradycji schematu zwierzęcia- przedmiotu . Nie jest to rzeczą łatwą, bowiem antropocentryzm jest tak silnie zakorzeniony w naszej kulturze , że staje się niemal przezroczysty. Przekonanie o nadzwyczajnym powołaniu człowieka i jego szczególnym statusie władcy świata jest dla większości z nas rzeczą oczywistą i stąd brak potrzeby kwestionowania czegokolwiek. Rzadko więc takie stanowisko poddawane jest analizie, refleksji, jeszcze rzadziej bywa negowane, niezmiernie rzadko powstają istotne projekty jego zmian. Faworyzujemy nasz gatunek, uzurpujemy sobie prawo do podporządkowania wszystkiego naszemu interesowi i w konsekwencji rościmy sobie prawo do ekspansji , eksploatacji i eksterminacji innych bytów. Czy aby na pewno tędy droga? Proponuję przemyśleć jeszcze raz status człowieka oraz jego siłę wobec innych istot, żywiołów , przyrody. Zestawmy siebie samych z resztą i zastanówmy się, czy naprawdę jesteśmy najsilniejsi ? Czy przypadkiem nie jesteśmy jednym z wielu istnień na tej ziemi? Skąd ten brak pokory i chciwość wobec otaczającego nas świata? Przyznajmy się w końcu sami przed sobą, że nasz świat i nasze osiągnięcia nie są czymś szczególnym . Każdy gatunek może poszczycić się osiągnięciami , ale także nie jest wolny od błędów. Jesteśmy jednymi z wielu elementów skomplikowanej układanki, jaką jest świat. Po uświadomieniu sobie tego, dojdziemy do prostego wniosku, że nie stanowimy „korony stworzenia” i nie mamy prawa gospodarować całym światem . Przejdźmy zatem do analizy pewnej sytuacji. Sytuacji, za którą jesteśmy odpowiedzialni, ponieważ to my do niej dopuściliśmy , zaburzając równowagę natury.
Otóż , żyjemy w świecie gatunkowego szowinizmu. Jako ludzie przypisujemy sobie cudowne właściwości i wywyższamy siebie ponad inne zwierzęta, negując ich wkład w funkcjonowanie tego ekosystemu . Boimy się objąć naszą moralnością również inne istoty żywe, tłumacząc to bezpodstawnie koniecznymi potrzebami życiowymi (jedzenie, odzież, nauka , rozrywka – krąg można rozciągać do woli, a weganie uparcie pokazują , że można się bez tego obejść ). Wszystkie nasze czyny zawsze staramy się wybielać „w imię dobra ludzkiego”, jednocześnie uprzedmiotawiając istoty , które przez nie cierpią. To bardzo wygodne stanowisko, ponieważ pozwala ładnie wytłumaczyć każdemu dziecku istnienie przemysłu mięsnego i mleczarskiego, testy na zwierzętach , noszenie skórzanych butów, polowania. Zastanówmy się tak naprawdę , czy przypadkiem nie oszukujemy samych siebie, nazywając siebie zaawansowaną technologicznie cywilizacją , jednocześnie dalej babrając się w krwi? Powiedzmy wprost - w tej zaawansowanej cywilizacji nie ma dzisiaj tzw. konieczności życiowej, która zmuszałaby nas do zabijania, aby przeżyć. Za to pojawia się inna konieczność – konieczność uświadomienia sobie tego, że można zbędne cierpienie i zło zlikwidować. Uświadomienia sobie także i tego, że fakt, iż ktoś jest człowiekiem nie stawia go od razu przed wszystkimi innymi zwierzętami na tej planecie.
Kiedy właściwie mamy do czynienia z szowinizmem gatunkowym ? Obecny on jest wszędzie tam, gdzie dyskryminacja zachodzi wyłącznie na tle przynależności gatunkowej. Przykładem jest tutaj niewolnicza praca słonia w cyrku, szczur ze sztucznie wywołaną otyłością w celu badania jej rozwoju u ludzi, podawanie hormonów zamkniętej w boksie krowie, aby jej mlekiem codziennie zalewać płatki kukurydziane. Dzieje się tak zawsze wtedy, kiedy kiedy członkowie danego gatunku wykazują moralnie istotne cechy, które powinny być podstawą odpowiednich praw, a mimo praw tych nie otrzymują. Udajemy , że nie słyszymy ich krzyku i dziękujemy w duchu, że nie potrafią się z nami komunikować. Ale niezaprzeczalny jest właśnie ten fakt, że wiele istot nienależących do gatunku ludzkiego ma pewną bardzo ważną i moralnie znaczącą cechę - zdolność do odczuwania cierpienia. W ostatnich latach przez wielu badaczy podkreślana jest coraz bardziej także zdolność do doznawania szczęścia oraz pojęcie jakości życia (w odniesieniu do wszystkich istot). Dlaczego mówię tutaj o badaczach? Otóż szowinizm gatunkowy, inaczej gatunkowizm (ang. speciecism ) to pojęcie, które już prawie 40 lat temu na stałe weszło w obręb etyki . I to właśnie uświadomienie sobie szowinizmu gatunkowego jest kluczowe dla ruchu wyzwolenia zwierząt, który zataczając coraz szersze kręgi obejmuje różne dziedziny twórczości i nauki z filozofią, etyką, ekologią, polityką i socjologią na czele
I w oparciu o te informacje, głównym naszym zadaniem – jako ludzi walczących o prawa innych zwierząt, staje się przede wszystkim zwalczanie szowinizmu gatunkowego. Zakwestionowanie tego utrwalonego przez wieki traktowania zwierząt nie-ludzkich jako przedmiotów, istot niższych i przez to podległych interesowi człowieka, powinno stanowić punkt wyjścia do walki o wyzwolenie zwierząt. I zadanie to nie jest skierowane tylko i wyłącznie do sfery nieuświadomionych konsumentów kiełbas. Niestety problem dotyczy też wielu obrońców praw zwierząt czy wegetarian , a nawet wegan, którzy podchodzą do kwestii zwierząt nie-ludzkich z czysto antropocentrycznego punktu widzenia. Działania wielu organizacji skupiają się na opiece i trosce nad zwierzętami – przedmiotami , a nie na faktycznej walce o ich emancypację i upodmiotowienie. Działania te opierają się na niczym innym jak na realizacji własnych potrzeb i interesów przy zagwarantowaniu minimalizacji cierpienia i eliminacji złego traktowania nadal eksploatowanych żywych przedmiotów. Ten sam problem tyczy się także wielu tzw. „miłośników zwierząt” i ludzi, którzy wyeliminowali odzwierzęce składniki ze swojej diety. Kiedy przy obraniu takiej drogi życiowej , kierujemy się tylko wrażliwością i sentymentalizmem, nie zwracając uwagi na mechanizmy odpowiedzialne za takową sytuację i nie kwestionując ich , to tak naprawdę nasza rezygnacja ze schabowego nie przyniesie wymiernych korzyści. Decyzje motywowane dobrą wolą w stosunku do „biednych i słabych zwierzątek” nie są i nie będą poważnie odbierane przez resztę społeczeństwa i na zawsze pozostaną w repertuarze roszczeń „wrażliwców”. Stając się antygatunkowistami nie musimy kochać wszystkich żyjątek na tej planecie, ale powinniśmy uszanować ich istnienie i nie odbierać im podstawowego prawa, jakim jest prawo do życia. Jest to sytuacja analogiczna do walki z rasizmem czy seksizmem – nie litujemy się nad dyskryminowanymi ludźmi, ale po prostu przestajemy ich dyskryminować i uczymy tego innych.
Oczywiście może pojawić się pytanie, kiedy mówi się komuś o przełamaniu szowinizmu gatunkowego. A co jeśli moje dalsze życie jednak zależałoby od zabicia innych zwierząt? Dzieje się tak chociażby wtedy, kiedy stajemy przed dylematem wzięcia leku na nieuleczalną chorobę , który został przetestowany na zwierzętach nie-ludzkich. Dzieje się tak także i wtedy, kiedy mamy do wyboru zabić zwierzę, które nas atakuje albo dać mu się pożreć. Wybór zawsze należy do Ciebie, ale większość osób ratowałoby własne życie , bo do tego kieruje nas instynkt. Poza tym, w obecnym momencie nie jesteśmy w stanie stuprocentowo odciąć się od eksploatacji zwierząt, ponieważ walka o to wymaga długiej i żmudnej pracy. Takie dylematy pojawiają się dzisiaj, bowiem dzisiaj nie mamy w wielu sytuacjach alternatyw. I wielu szowinistów gatunkowych od razu by powiedziało, że decyzja o poświęceniu zwierzęcia a nie siebie lub swojego bliskiego, podjęta przez osobę uważająca się za nieszowinistę , to czysta hipokryzja . Jednak wskażmy na pewną analogiczną sytuację - czy nazwiemy mordercą kogoś , kto zabija człowieka we własnej obronie? Nie. Czy nazwiemy mordercą kogoś , kto zabija drugiego człowieka bezpodstawnie? Tak. Wystarczy tylko w odpowiednie miejsca wstawić hasło gatunkowizm i odpowiedź na zarzut hipokryzji nasuwa się sama.
Trzeba zatem jeszcze raz podkreślić, że wiele z takich dylematów przestałoby istnieć, gdyby były alternatywy. Przykładem jest dzisiaj chociażby wyeliminowanie mięsa i innych produktów odzwierzęcych z diety i codziennego życia. Mamy wybór , bo w pewnym momencie pojawiło się zapotrzebowanie na alternatywy. Niestety, dzięki nieustannemu przekonaniu o wyższości człowieka nad innymi zwierzętami nadal dochodzi do masowych mordów w imię zdobywania pożywienia, mody, nauki - jednak im bardziej będziemy naciskać, tym więcej alternatyw będzie się pojawiać. I kiedyś dojdziemy do punktu, w którym eksperymenty na zwierzętach, rzeźnie, fermy futrzarskie będą już tylko ponurym fragmentem naszej historii.
Let's taste a revolution! nr 3. Zima 2010.
11 komentarzy:
ja się tam cieszę, że będzie można poczytać o czymś więcej niż o żarciu ;)
mam wciąż mieszane uczucia do takiego podejścia "all or nothing" i może jestem naiwna, ale cieszy mnie każdy krok podjęty przez przeciętnego człowieka, począwszy od pomocy kotu na ulicy czy zrezygnowaniu raz w tygodniu z kotleta a na bardziej radykalnych działaniach skończywszy.
nie jestem aktywistką, nie jestem nawet weganką, choć mam nadzieję że zmoblizuję się w końcu do przekroczenia tego progu. moje spojrzenie z zewnątrz jest jednak krytyczne, o ile popieram ideę weganizmu.
problem widzę w tym, że weganie nie robią często nic żeby nie wyglądać na bandę świrów, wręcz przeciwnie, już nie mówiąc o mechanizmie "towarzystwa wzajemnej adoracji", który zauważam u siebie w mieście. zero promocji idei weganizmu, wszelkie eventy przekształcają się w imprezkę dla wtajemniczonych.
wiadomo, że w Polsce pewne działania są dopiero nowością, ale krew mnie zalewa czytając choćby głupi facebook, gdzie wyskakują mi informacje od "ulubionych" Animal Equality i Empatii, gdzie w przypadku pierwszym można poczytać ciekawe artykuły i obejrzeć zdjęcia z megapozytywnych akcji ulicznych,a w przypadku drugim osoba zarzadzająca stroną spędza cały dzień na wyszukiwaniu pierdół w internecie żeby można było poopluwać Joanne Krupę czy inną tam "hipokrytkę" pijącą mleko.
nie widze szans dla zmian powazniejszych niż te określone przez Ciebie jako podjęte ze złych pobudek, jesli to nadal będzie tak amatorsko wyglądac.
nie odniosę się do samego tekstu ale do wstępu - doskonale to rozumiem - ja lubię gotować kiedy chcę a nie kiedy muszę lub ktoś tego po mnie oczekuje - najważniejsze to robić to co się chce/lubi a nie spełniać oczekiwania innych bez względu na swoje uczucia, cieszę się że to Ci się udaje :)
bardzo dobry artykuł
zagubiony omułku:
podejscia all or nothing nie mozna zestawic na rowni z antygatunkowizmem. jesli chodzi o kwestie zwierzat, to jest pelno rozmaitych opcji i kazda z nich moze zwalczac szowinizm gatunkowy. i metody krok-po-kroku i te abolicjonistyczn (wlasni owe all or nothing , o ktorym piszesz).
uwierz mi, ze tez cieszy mnie kazda najdrobniejsza pierdola, ktora roba ludzie w kierunku poprawy sytuacji, ale jeszcze bardziej mnie cieszy , kiedy robią kolejne drobne kroki. Wybiorcz traktowanie sprawy nie doprowadzi do calkowitej poprawy sytuacji.
co do Twojej krytyki , nie wiem w jakim miescie mieszkasz, wiec nie wypowiem si na temat srodowiska, nie znajac konkretow. Ja jestem i aktywistka i weganka, w swoim miesci dzialam w realu a nie w internecie . Zreszta tak samo jak ty mam wiele zastrzezen do kolka wzajemnej adoracji, internetowej aktywnosci Empatii - a wlasciwie tego, z aktywnosc Empatii ogranicza sie tylko do internetu. I pociesze Cie tym, ze Empatia nie jest wyznacznikiem aktywizmu w Polsce. Jest wiele osob, ktore robi duzo dobrej roboty. Co do Animal Equality , które wymieniasz - polska wersja i polska grupa tez pozostawia wiele do zyczenia. Dzialaja i spoko, ale jakbys poznala sprawe od srodka, to juz nie jest tak fajnie.
A wiadomo, ze ruch AR w Polsce jest daleko w tyle za tym, co sie dzieje w innych krajach. Wedlug mnie to takze totalna amatorszczyzna . Bylam na kilku zjazdach i wiele osób nie ma podstawowego pojęcia o kwestiach praw zwierzat, a cala swoja aktywnosc ogranicza do fejsbuka, forum internetowego czy postania raz w miesiacu z transparentem.
Uwierz mi, ze zwalczanie szowinizmu gatunkowego i powazne podejscie do sprawy - jesli jest szczerze, to nie bedzie wynikac ze zlych pobudek.
O NIEEEE, i skąd będę brał takie zajebiste przepisy? :(
Brałem udział w olimpiadzie filozoficznej, pisząc pracę na temat właśnie praw zwierząt, o dziwo przeszedłem dalej.
Udostępniam, róbta z nią co chceta (nie jest to wersja ostateczna, ale nie znalazłem innej - mało to istotne zresztą)!
http://www.speedyshare.com/files/26952143/praca.pdf
W maju wpadam do Poznania na dubstepy, odezwę się jc :)
Zapraszam Cię na mojego, chwilę temu utworzonego bloga. Jest wegańsko i świadomie!
http://wredne.blogspot.com/
hej, znalazłam ostatnio w kiosku,jeszcze nie czytałam
http://tygodnik.onet.pl/14,611,rewolucja_moralna_na_talerzu,temat.html
to katolicka gazeta, interesujące.
ok, żeby nie bylo... nie zgadzam się z "ideałem samowystarczalności" :P
jak w takim razie wyglądałby świat bez tego "szowinizmu gatunkowego"? jakie by było miejsce zwierząt? nie chomikow i psów, tylko np krów, świń, kur? Żyłyby na wolności? chodziłby po ulicach? Co by bylo, gdybyśmy nie wykorzystywali jajek, mleka itd? A np zające? One rozmnażają się w błyskawicznym tempie, gdyby nie polowania na nie, zjadałyby plony rolne, a wtedy już w ogóle nie byłoby co jeść. Nie chcę powiedzieć przez te pytania, że jestem za zabijaniem zwierząt, czy wykorzystywaniem ich, ale jestem ciekawa jaka jest wizja świata idealnego wg Ciebie.
Prześlij komentarz