sobota, 31 lipca 2010

O jedzeniu koncertowym słów kilka...

Trochę czasu minęło od ostatniego posta. Pomijając dwutygodniową wyprawę do Czech i kompletny brak dostępu do internetu (celowo zamierzony) po prostu nie mogłam się zebrać do kupy i wygospodarować odrobiny czasu , aby zadbać o bloga. Pojawi się zatem notka, która winna zaistnieć w sieci 11 lipca , jednakże dopadają mnie straszne stany rozleniwienia i sprawa wygląda tak, jak wygląda.

Dzisiaj będzie słów kilka o jedzeniu koncertowym.



Nie wszyscy czytelnicy bloga o tym wiedzą, ale weganizm i ekologia to tematy , które jako stały element w latach 90. wpisały się w ideologie towarzyszące ludziom zaangażowanym w tzw. scenę (nie cierpię tego określenia, ale jak to inaczej ująć? ) hardcore/punk. Dzisiaj niestety może idee te nie są aż tak silne i popularne jak kiedyś, brak im tej dynamiki, aktywności, niemniej jednak pojawiają się osoby, dzięki którym ciągle tematy żyją. Poza zaangażowanymi kapelami , których teksty można sobie z powodzeniem wydziarać na klacie, dużą rolę odgrywają osoby prowadzące distra , stoiska z ulotkami, piszące ziny, a wreszcie - przygotowujące wegańskie jedzenie na koncert. Kasę uzyskaną w ten sposób można zawsze przeznaczyć na coś dobrego, a w ostateczności - na dopłatę do benzyny dla kapeli :) . I totalnie możesz sobie pozwolić na olew sanepidu. Wystarczy pomysł, odrobina cierpliwości , dobrej woli, higieny i wygłodniałe tłumy .

Nie wiem jak w innych miastach, ale w Poznaniu sytuacje kiedy nie ma jedzenia na koncertach należą do rzadkości. Poza dobrym dodatkiem do imprezy stoisko z jedzeniem stanowi doskonałą okazję do rozmowy na o wiele ważniejsze tematy. Sprawdza się tutaj stara gadka, że przez żołądek do serca . Co prawda większość osób przychodzących na koncerty to wegetarianie i weganie ( te idee tak silnie dryfują , że jak przeanalizuję lodówki swoich znajomych, to ciężko znaleźć jakiegokolwiek mięsożercę), jednak zawsze pojawia się ktoś nowy , dla kogo idee te to czarna magia owinięta w kiełki i surową kapustę. Kiedy zaserwujesz mu aromatyczny gulasz , falafele i muffinę z kremem najpierw zamknie przysłowiowy pysk , a potem zobaczysz efekty , kiedy po kilku tygodniach oznajmi , że przestał jeść mięso.

Kilka porad technicznych dla każdego, kto chciałby spróbować swoich sił w ramach d.i.y cateringu :
1. Oceń , ile porcji jedzenia będziesz potrzebował/ -ła. Pomocne staje się śledzenie popularności danego koncertu na lastfm lub forum hardcore.pl :) Dla bezpieczeństwa zawsze sprawdza sie 40 porcji jednego dania, bo nawet jeśli się nie sprzeda to możesz to potem spałaszować na drugi dzień na obiad bądź rozdać znajomym.
2. Nie przeceniaj swoich możliwości - jeśli gotujesz w pojedynkę przygotuj po prostu garnek sosu/gulaszu , ugotuj do tego kilogram ryżu i gotowe. Zawsze lepiej na początku wybadać teren, a potem kiedy będziesz miał/miała więcej czasu i dodatkowe ręce do pomocy możesz zdziałać więcej.
3. Planuj dania tak, aby niosły one za sobą minimalne koszty . Postaraj się o darmowe jedzenie (śmietniki, ryneczki, supermarkety) , a jeśli już nie ma możliwości - wybieraj najtańsze opcje. Zawsze lepiej jest dodać do gulaszu krajanke sojową niż wędzone tofu albo parówki sojowe. Tańszym rozwiązaniem jest blaszka ciasta czekoladowego (mąka, woda, olej, kakao, cukier) niż sernik z malinami i bitą śmietaną. Oczywiście na koncercie może pojawić się wszystko - trzeba tylko kombinować.
4. Dowiedz się, czy w lokalu, w którym organizowany jest koncert jest możliwość podgrzania jedzenia. Jeśli nie ma, a np. udostępnią ci kontakt do podłączenia maszynki elektrycznej to jest dobrze. Jeśli niestety nie ma opcji , to musisz przygotować coś, co będzie smakowało na zimno. Wspaniałym rozwiązaniem są burgery.
5. Nigdy, ale to przenigdy nie narzucaj cen z kosmosu. Policz sobie, ile pieniędzy potrzebujesz , aby koszty jakie poniosłeś / łaś zwróciły się. Możesz potem doliczyć trochę, aby pieniądze , które w ten sposób uzyskasz można było przeznaczyć na coś dobrego. Kiedy jedzenie przygotowuje po totalnie niskich kosztach, to stawiam puszkę i każdy może wrzucić ile chce i jeść ile chce.
6. Talerze, sztućce , serwetki. Najlepiej jest, kiedy mogą być to normalne naczynia wielokrotnego użytku. Z tego też powodu ja preferuje stoiska z jedzeniem na skłocie, gdzie masz pod dostatkiem talerzy i sztućców i nie musisz się zamartwiać o to, jak to wszystko ogarnąć. Kiedy jednak stoisko jest gdzieś indziej, to kiedy tylko mogę to przynoszę swoje sztućce. Z talerzami jest gorzej . Oczywiście można zaopatrzyć się w takie biodegradowalne wytworzone ze skrobi kukurydzianej, co nie jest już takim problemem, bo w każdej hurtowni AGD czy większym markecie można je dostać. Jednak to są dodatkowe koszty. Jeśli nie masz tyle pieniędzy to lepiej zainwestować w jedzenie tzw. do ręki (muffiny, burger, calzone, ciastka) , a gulasze/ryże nakładać na papierowe tacki. Jeśli już korzystasz z plastiku - postaw torbę do segregacji odpadów, przejrzyj talerze zanim je wyrzucisz , bo wiele można przemyć i wykorzystać ponownie.

Przykładowe menu (to, co na zdjęciu powyżej) przygotowane zostało na koncert Anchora i Burst In, przez kilka osób , w dwóch ekipach , w jednym mieszkaniu , na 4 palnikach , jednym piekarniku i jednej małej zamrażarce. Upiekłam z moim chłopakiem tartaletki z malinami i galaretką; muffinki waniliowe z kremem i wisienką, calzone z warzywami i soczewicą. Madzia przygotowała ze swoim chłopakiem, siostrą i koleżanką Weroniką : pierogi z jagodami i sosem waniliowym (180 sztuk!) i burgery z ciecierzycy. Oprócz tego zrobiliśmy wspólnie jedzenie dla dwóch kapel - ryż z warzywami, surówka kotlety z ciecierzycy. Całość zajęła trochę czasu (zwłaszcza , że dziewczyny same zbierały jagody ! ), a na dworze doskwierały temperatury rzędu 40 stopni w cieniu. Oprócz tego resztę lady zajeły ziny, ulotki ,itp. I warto było! Dlaczego?

Dla wielu osób rozmowa przy wegańskim posiłku to pierwszy i najważniejszy krok do zmiany sposoby myślenia i postrzegania siebie i rzeczywistości. Część osób idzie dalej, część zatrzymuje się na tym pierwszym stopniu. Jednak każda zmiana jest bardzo ważna. Większość moich znajomych zainteresowała się tematem właśnie w tym środowisku. I te idee - weganizm, sxe, ekologia, anarchizm to coś , co jest dla mnie w tym wszystkim najważniejsze. Muzyka jest dodatkiem do przekazu , środkiem , który pomaga wyrazić emocje, ból i strach, nadzieję i radość. Środkiem , który pozwala Ci wykrzyczeć wszystko, co dobre i złe.

Pomimo tego, że zostałam wegetarianką na długo przed tym zanim usłyszałam o czymś takim jak hardcore , a punk kojarzył mi się tylko z płytami Włochatego (odradzam szczerze, ale to temat na osobne rozkminy dotyczące hipokryzji) kultura ta wiele wniosła w moje życie . I wiem też , że nadal wśród ludzi pokutuje stwierdzenie, że wszystkie punki noszą irokezy , słuchają sex pistols i piją tanie wino. A skłoty to komuna -melina , gdzie kwitnie dilerka, codziennie odbywają się orgie , a zjadanie małych dzieci jest na porządku dziennym. Moja mała rada - proponuję poczytać coś innego niż podręcznik z wosu, bo kultura ta niejedno ma imię . Dzięki niej, dzięki zaangażowanym ludziom , których spotykałam i wciąż spotykam na swojej drodze sama się zmieniam. Moje poglądy wciąż ewoluują, staram sie robić coraz więcej i więcej. I pomimo tego, że ostatnio wiele osób chce zepchnąc całą kulturę hc/punk tylko do wymiaru muzyki i stage dive'ów na koncertach (które są zajebiste! , ale to nie wszystko), nadal istnieje silna grupa, która chce czegoś więcej i daje coś więcej.

Naprawdę życzę każdemu , żeby kiedyś dotarł do takiej grupy ludzi. I stał się nie tylko biernym słuchaczem, ale czynnym i żywym elementem, który tą społeczność kształtuje.


5 komentarzy:

Hello Morning pisze...

elo! elo! już zapomniałam o tym czarującym jedzonku! na 19.07 też robiłam szamę dla ludzi, ale gotowałam/piekłam wszystko sama i trochę mnie to wykończyło, do tego stopnia, że zupełnie zapomiałam, zeby zrobić jakąś fotę, a nawet zabrałam aparat :) na 7 września zaszaleję, tym bardziej że może będę mieć wtedy nową kuchnię z bardziej ogarniętym piekarnikiem itp.

P.S. mam dla Ciebie galaretki i postaram się je podrzucić przed wyjazdem.

Buziaki!!! :*

ilovetofu pisze...

to jakis miting trzeba ogarnac jeszcze. moze piknik, hm? :) napisze na tel :)

aniaxvx pisze...

Jedzenie było pyszne. Jeszcze raz gratulacje dziewczyny!

Aneta pisze...

Dlaczego nie lubisz określenia scena hc/punk ?

ilovetofu pisze...

weganie: nie lubię okreslenia "scena" . wyswiechtane i nic nie znaczy tak naprawde. kojarzy mi sie z klimatem praktykowanym przez niektore kapele do dzis, ktore trąbią o jednosci, wielkim love,frienship&loyalty, a tak naprawde to sa tylko puste slowa... niewcielone nigdy w zycie.