piątek, 29 stycznia 2010

Zapraszam na marsz - CHÓW PRZEMYSŁOWY ŚMIERDZI


W zwiazku z targami Ferma Swin i Drobiu , które odbywaja sie w Poznaniu w dniach 29-31 stycznia( http://www.targiferma.com.pl/nowy/index.php?art=57&gr=20 )organizujemy troche atrakcji :)

30 stycznia 2010 r.

Plan :
Start - godz. 13, plac Wiosny Ludów, pod pomnikiem Starego Marycha (obok
centrum handlowego Kupiec Poznanski). Maszerujemy ulicami Szkolną, docieramy na Stary Rynek, a potem kierujemy się Paderewskiego na Plac Wolności.
Całość przewidziana do godziny 15.

Następnie zapraszamy wszystkich głodnych i zmarznietych (szczegolnie tych przyjezdnych :) ) na Skłot Rozbrat (ul. Pułaskiego 21A) na wegąński cieply obiadek.

O godzinie 17, sklot Rozbrat, odbedzie się wykład Uli Zarosy (filozofka, Uniw. Szczecinski) nt. "Podmiot vs. Przedmiot. Hodowla przemyslowa a wyzwolenie zwierzat"

Po wykladzie zapraszamy na koncert - Regres, Blind Date (wiecej info :
klik).
Na koncercie będzie dużo jedzenia w ramach benefitu na działanie
vegeON!. W przerwie miedzy kapelami przewidziane freestyle fireshow


Tutaj mapka, jak dotrzeć na miejsce demonstracji z Dworca PKP.

poniedziałek, 25 stycznia 2010

Kotlety ziemniaczano-marchwiowe, twarożek rzodkiewkowy, tofu-shake jagodowy - czyli garść przepisów prostych.

Niektórzy ludzie narzekają, że wrzucam tylko zbyt skomplikowane i pracochłonne potrawy, których przygotowanie ciągnie się latami. Nie przesadzajcie, godzina na przygotowanie wartosciowego i pozywnego obiadu to akurat! :) Ale muszę przyznać, że często kiedy gotuje to wyłączam w głowie wszystko, co opowiedzialne jest za poczucie czas i nie zauważam tego, że 3 godziny mijają jak kwadrans.

Dzisiaj
trzy propozycje
dla wszystkich zapracowanych, przeuczonych, nielubiących spędzania godzin w kuchni, leniwych, oszczędzających, głodnych i spragnionych.

***



Kotlety ziemniaczano-marchwiowe
  • 6 ugotowanych ziemniaków
  • 2 ugotowane marchewki
  • natka pietruszki, sól , pieprz, suszony czosnek
  • pół szkl. bułki tartej
  • 2 kopiaste łyżki mąki kukurydzianej
  • olej do smażenia
Ziemniaki i marchew przecisnąć przez praskę lub ugnieść na puree w garnku. Ja wykorzystałam takie z poprzedniego obiadu, ugotowane na parze. Połączyć z pozostałymi składnikami i smażyć ! Można je również wcisnąc do pity , dodać dowolne warzywa i podsmażone tofu i mamy ciekawy zestaw śniadaniowy bądź kolacyjny :)



Rzodkiewkowy twarożek z tofu
  • 1 opakowanie tofu salatkowego
  • pęczek rzodkiewek, pokrojonych w plasterki
  • łyżeczka koperku, szczypta pieprzu , trochę suszonego czosnku
  • 2 łyżki oliwy
  • 2 łyżki wody
Wszystko wymieszać i smarować kanapki, naleśniki, tosty,kotleciki.

Gęsty shake z mrożonych jagód na bazie tofu
  • 1/4 kostki tofu naturalnego
  • łyżka mrożonych jagód
  • szklanka dowolnego mleka roślinnego
  • łyżeczka cukru trzcinowego lub syropu z agawy
Już jakiś czas temu miałam wrzucić ten przepis, ale zdjęcie zginęło gdzieś w gąszczu rozmaitości na dysku. Jest banalnie prosty - wszystko zmiksować i gotowe.

piątek, 22 stycznia 2010

Banany w cieście na mleku kokosowym

Miałam nie jeść słodkiego ze względu na zęby. W sumie nie ogarniam, bo nieciekawy okres na takie stanowcze decyzje. Może druga połowa lutego.
Dodatkowo trzeba spożytkować nieziemskie ilości bananów przyniesionych ze śmietników. Niektóre mogą poleżeć, bo są jeszcze zielonawe(!) a inne w sam raz (większość idealnie żółta bez ciemnych plam! najlepsze banany jakie kiedykolwiek znaleźliśmy) na koktajle czy takie właśnie wynalazki jak ten poniżej.
Miałam zrobić zdjęcie ostatnich znalezisk i Wam pokazać, bo jeszcze nigdy nie przynieśliśmy warzyw i owoców w takim idealnym stanie. Ale mój chłopak już zabrał się za przetwarzanie podczas mojej nieobecności i po zdjęciu. Pozostaje mi tylko wymienić :
tacka cykorii,
duży melon,
3 kalafiory,
3 opakowania papryk pakowanych po sztuce w jednym kolorze,
ze 3 kg wymienionych bananów,
siatka ziemniaków,
jakieś 10 jabłek,
6 pęczków rzodkiewek,
2 białe rzodkwie,
kilka marchewek i porów z tacek od włoszczyzny.

Ostatnio też znaleźliśmy 3 opakowania baby szpinaku, który został wyrzucony na 3 dni przed upłynięciem daty ekspozycji. Co prawda niektóre listki były zgniecione, ale bez przesady.

Wyrzucaniu dobrego jedzenia mówimy stanowcze nie!

***



Wracając do przepisu :) Banany smaku kokosowego wprawdzie w tej potrawie nie mają- ale jeśli chcielibyście taki uzyskać to wystarczy dodać kilka łyżek wiorkow kokosowych. Użyłam mleka kokosowego z racji jego śmietanopodobnej konsystencji - w efekcie wyszło ciekawe gęste ciasto o delikatnym smaku.

Składniki
  • kilka dojrzałych bananów
  • 1,5 szkl. mąki tortowej
  • 2/3 szkl. mleka kokosowego
  • kilka łyżek wody
  • 2 łyżki syropu z agawy (zamiast cukru)

Banany obrać i przekroić na pół. Każdą połówkę jeszcze wzdłuż. Wymieszać składniki ciasta do uzyskania konsystencji racuchowej :) Musi być bardzo gęste, praktycznie trzeba oblepiać nim banany. W razie czego dolewać wody .

Przed podaniem polać melasą, syropem klonowym lub posypać cukrem pudrem. Ja swoją porcję zjadłam z tym smarowidłem :) Dodałam tym razem łyżeczkę kawy i też daje radę. Poza tym- polecam wyłuskać ciecierzycę po ugotowaniu . Sprawi to, że pasta będzie miała gładką konsystencję bez żadnych farfocli.

No i umarł mi blender znowu, więc znowu żałoba . Stopił się w środku podczas miksowania ciecierzycy . Szajs i tyle. Nie ma ktoś jakiegoś na zbyciu? :) Rozpoczynam poszukiwania na allegro .

***

I na zakończenie - kilka fot różnych przyniesionych śmietnikowych rzeczy.


Mieciutkie bułki. I wszystkie wegańskie, bo wiem skąd pochodzą i skład znam :)


Musztarda, tak. Wcześniej też przynosiliśmy koncentraty pomidorowe.


Imprezowy stuff! Serwetki, kubeczki, papilotki do muffinek.
Co prawda nie używam żadnej z tych rzeczy, ale a nuż się przydadzą podczas koncertowego cateringu :)



piątek, 15 stycznia 2010

D.I.Y vegan white & milk chocolate!


Tak, to jest możliwe. Tak, można umrzeć od przesłodzenia . Tak, rozpływa się w ustach.

Nie jadłam białej czekolady kilka ładnych lat. W Polsce nie można takiej dostać, nie licząc jednego ze sklepów internetowych(ale nie zamawiałam jej, bo ludzie, którzy się na nią skusili odradzają - margarynowy posmak i mało wspólnego z prawdziwym smakiem czekolady). Mimo, że takie rzeczy nie są potrzebne do życia, to przydają się czasem ot tak, bez powodu :)
Znalazłam jakiś czas temu ten przepis i szukałam masła kakaowego.
Dostałam cynk , że w Poznaniu znajduje się dobrze zaopatrzona hurtownia cukiernicza. Udałam się tam i zaniemówiłam. Pełno akcesoriów do dekoracji, mnóstwo foremek na ciasta, pralinki, czekoladki. Pełno wegańskich produktów! Półki uginają się od barwników spożywczych (nawet jadalne tusze w tonerach do drukarek), mas cukrowych, marcepanowych, bloków czekoladowych, kuwertury, kolorowego karmelu. Ale to się przyda innym razem, a teraz najważniejsze - tanie, dobrej jakości czyste masło kakaowe w wiaderku 0,7 kg.
A to rzecz konieczna do uzyskania prawdziwej czekolady!
Zamówiłam też foremki do odlewania tabliczek, ale jeszcze trochę na nie poczekam, więc wykorzystałam do odlewania silikonową foremkę na kostki lodu w kształcie kiści bananów.

Składniki:
  • 2 łyżki masła kakaowego
  • 1/2 łyżeczki mleka sojowego w proszku
  • 1 łyżka cukru pudru
  • 1/2 łyżeczki cukru waniliowego lub pasty waniliowej lub 3 krople ekstraktu waniliowego
Masło kakaowe rozpuścić całkowicie w kąpieli wodnej . Dodać pozostałe składniki szybko mieszać. Wylać do formy, schłodzić w lodówce przez kilka godzin lub zastosować rozwiązanie ekspresowoe - zamrażarka lub w tych temperaturach - balkon :)


Czekolada ma smak idealny - słodki ,"śmietankowy". Konsystencja też dobra- twarda, można gryźć, kroić, nie kruszy się.
Co prawda, muszę jeszcze udoskonalić trochę tą recepturę, bo zostają grudki mleka w proszku. Będę musiała chyba rozmieszać je w niewielkiej ilości gorącej wody, ale boję się że czekolada nie stężeje do odpowiedniej konsystencji. W każdym razie następnym razem przeprowadzę taki eksperyment. Jeśli to się nie uda, to będzie trzeba poświęcić trochę czasu na tzw. tempering

Czekoladę mleczną uzyskałam idąc po łatwiźnie , roztapiając kawałek bloku kuwertury (objętość około pół szklanki) i dodałam do niego 2 łyżki sojowego mleka w proszku. Mniam!

Jak tylko będą foremki to pobawię się w czekoladę z orzechami, rodzynkami, kawą, żurawiną, pistacjami czy kokosem.

wtorek, 12 stycznia 2010

Naleśniki z amarantusem i pastą migdałową


W ramach nocnego kryzysu naukowego trzeba było jakoś odreagować i stwierdziłam, że uratuje nas tylko przypływ słodkiego . Nie miałam zbyt dużego pola do popisu i przejrzałam zapasy, ale efekt przerósł moje oczekiwania.
Miękkie naleśniki z fajnymi kuleczkami amarantusa i pastą z tartych migdałów i syropu klonowego sprawiły, że da się przeżyć wszystko. Nawet gdy uczysz się poglądów ojców kościoła na piękno i wszyscy pieprzą tak samo lub kiedy wypelniasz formularze o dotacje z UE i toniesz przy tabelach z jakimiś stopami procentowymi , aby dostać obsrane zaliczenie z przedmiotu.

Enjoy!

  • 2 szkl. mąki tortowej
  • pół szkl. mąki razowej typ 2000
  • pół szkl. ziaren amarantusa, moczonego przez godzinkę (miał się moczyć przez noc , aby uprzyjemnić śniadaniowe musli,ale potrzeba wskazała, że równie jadalny jest w ekspresowej wersji)
  • kilka kropel esencji waniliowej
  • 3 lyżki syropu z agawy (można osłodzić także cukrem)
  • 1,5 szkl. wody
Ciasto wymieszać porządnie łyżką, odstawić na parę minut i smażyć na patelni formując cienkie duże naleśniki.

Smarować pastą przygotowaną ze szklanki tartych migdałów ,połączonych 1/3 szklanki syropu klonowego.

Zdjęcie zrobiłam rano, bo specjalnie jednego przechowałam na śniadanie :)

Pudełko prawie włoskie :)


Już dawno nie zamieszczałam żadnego dania typowo na wynos. Nie wiem skąd to niedopatrzenie, bo robię takie mixy kilka razy w tygodniu.

Nie wiem jak ponazywać poszczególne przegródki , ale przedstawię chociażby co tam wrzuciłam:
1. Ziemniaczki w mundurkach ugotowane na parze ( nadmieniam, że nie zostały kupione :) ) z ziołami włoskimi i oliwą z pomidorów suszonych.
2. Prosta sałatka : suszone pomidory, kapary, tofu
3. Extra slim kotlet z marynowanego tofu i warzyw.
  • 1/4 kostki tofu marynowanego, pokruszonego
  • kilka plasterków ugotowanej marchwi, pora i selera (zostały od obiadu)
  • łyżka suszonej włoszczyzny
  • łyżeczka mąki kukurydzianej
  • łyżeczka płatków owsianych
  • sól, pieprz
Składniki ugnieść na zwartą masę, doprawić, smażyć!

***
A na orzeźwienie freegański smoothie z mango, melona i pomarańczy:)


niedziela, 10 stycznia 2010

Bądź zmianą , którą pragniesz ujrzeć w świecie.

Bardzo się cieszę z takiej ilości pozytywnych reakcji w komentarzach pod poprzednim postem. Postanowiłam zamieścić pewien artykuł, który pozwoliłam sobie zacytować stąd.
Mam nadzieję, że będzie on odpowiedzią na pytanie, które pewnie zrodziło się w głowach wielu z Was - "ale właściwie po jaką cholerę to wszystko? "
Kiedy próbuję ludziom wytłumaczyć swoje podejście do takich spraw jak kupowanie i posiadanie, bardzo często spotykam się próbami argumentacji w stylu : skoro ktoś ma pieniądze - niech kupuję, dlaczego mam coś przeciwko temu. Przecież nikomu to nie szkodzi, a ja nie mam prawa narzucać każdemu swoich poglądów i ascetycznego życia.
Otoż, małe sprostowanie: nadmierna konsumpcja, nieprzemyślane egoistyczne decyzje i bezduszny materializm szkodzą i Tobie i pozostałym ludziom, a przede wszystkim najbardziej cierpi na tym Ziemia. I będę zawsze występować przeciwko komuś, kto krzywdzi resztę . Trzeba pokazywać, że można żyć inaczej .

A moja rezygnacja z tych wszystkich rzekomych "wygód i dobrodziejstw" bądź ograniczenie ich do minimum, umniejsza jednocześnie mój wpływ na innych ludzi, środowisko i zwierzęta.
Jednocześnie ascezy to za bardzo nie oznacza, bo przepraszam, ale kto w dzisiejszych czasach jest w stanie sobie pozwolić na wpijanie litrów świeżego soku pomarańczowego każdego dnia? :)

Zastanów się zatem, zanim kupisz kolejną rzecz, czy faktycznie jej potrzebujesz? Jeśli ją kupisz, to pomyśl nad tym, jakie mogą być konsekwencje tego zakupu. Moja rada: unikaj kupowania, a jeśli zajdzie taka potrzeba - kupuj świadomie. Staraj się o produkty z drugiej ręki, bo wtedy nie wspierasz bezpośrednio żadnych wyzyskiwaczy. Jeśli kupujesz nowe - to wybieraj takie bez opakowań lub w opakowaniach w miarę przyjaznych dla środowiska. Jeśli lubisz kawę czy herbatę - zadbaj o to, aby była Fair Trade. Jeśli potrzebujesz kremu do twarzy - wybieraj nietestowany na zwierzętach.
Przestań twierdzić, że tak już jest i świata się nie zmieni. Uwierz w to, że Twoje małe decyzje naprawdę mogą się przyczynić do zmian na lepsze. Historia pokazała, że wiele można zdziałać.

Jak powiedział Gandhi : Bądź zmianą, którą pragniesz ujrzeć w świecie.


Miłej lektury!


***
Co złego jest w konsumpcjonizmie ?

"Rodzaj ludzki jest nienasycony w swej chciwości" - Arystoteles

Konsumenckie społeczeństwo nie jest w stanie dać nam obiecanego spełnienia poprzez dostarczenie dóbr materialnych, ponieważ pragnienia człowieka są niemożliwe do zaspokojenia; potrzeby człowieka są określane przez społeczeństwo, a prawdziwe źródło osobistego szczęścia leży gdzie indziej. Faktycznie siła społecznych relacji oraz sposób i jakość spędzania wolnego czasu - obie te rzeczy są podstawowymi determinantami szczęścia w życiu - jawią się zarówno, jak i zanikające jak i równocześnie coraz droższe w klasie konsumentów. Wydaje się, że konsumenckie społeczeństwo próbuje nas ulepszyć poprzez zwiększanie naszych dochodów. Alan Durig - "Ile oznacza jakość?"


Jakim interesującym cyklem jest nasze życie! Przeciętny obywatel "pierwszego świata" kultywuje zamiłowanie, czy wręcz obsesję na punkcie dóbr materialnych. Ale poprzestanie na tym byłoby dużym niepowodzeniem. Typowy konsument żyje pod presją ciągłego pragnienia zdobywanie coraz to nowych przedmiotów, wyższych form technologii i to stawia go w dość kłopotliwej sytuacji. Przede wszystkim, pomijając kwestię duchowej pustki, która jest nieodłączną częścią stylu życia naszych nieświadomych przyjaciół, muszą oni pracować przez większość czasu, aby sprostać temu, czemu tak naprawdę sprostać nie można.

Być może największą ironią w tym całym cyklu "praca - konsumpcja - praca" jest to, że ludźmi, którzy naprawdę czerpią z tego korzyści są tylko "ludzie na szczycie"; w rzeczywistości jest tak, że konsumenci przez całe życie są zniewoleni przez tych kilka osób. Ale nie to jest tą ironiczną częścią - najbardziej ironiczne jest to, że nie potrzebujemy większości tego, co za wszelką cenę usiłują nam wcisnąć korporacje, zaspakajają one nasze rzekome potrzeby sztucznie stworzone właśnie przez tę elitę ludzi, którzy są na szczycie. Więc jak naprawdę działa ten mechanizm? Pewne osoby (zazwyczaj jest ich niewiele) sztucznie zapoczątkowuje zapotrzebowanie na dany produkt, inni pracują dla nich, by zarobić pieniądze na kupienie tego właśnie produktu, następnie kupują go, czują pustkę, pragną czegoś innego i tak powstaje błędne koło. Taki stan umysłu jest niczym innym jak dobrowolnym zniewoleniem i może być określony tylko jako niepoczytalność!

Co inicjuje i napędza konsumpcjonizm?
Konsumpcjonizm - czyli przekonanie, że im więcej tym lepiej, i że dobra materialne są w stanie ulepszyć nasze życie - nie ma korzeni w żadnych rzeczywistych ludzkich potrzebach, dlatego też musiał zostać sztucznie stworzony przez społeczeństwo. Jeszcze pięćdziesiąt lat temu niepohamowany konsumpcjonizm był charakterystyczny tylko dla najbogatszych klas społecznych, ale rozprzestrzenił się z niesłychaną szybkością porywając średnie, a nawet niższe klasy uprzywilejowanych narodów.

Społeczeństwo wpaja każdemu z nas zawiść o to, co fizyczne, atrakcyjne. Dlatego też szybko powstaje u nas pewnego rodzaju obsesja na punkcie tych obiektów - ta odmienna uwaga zastępuje racjonalność i instynkt. Profesor Uniwersytetu w Harvardzie Juliet B. Schor tłumaczy w swojej książce "Przepracowana Ameryka": - "Satysfakcja czerpana z konsumpcji zazwyczaj bywa krótkotrwała. Dla wielu może stać się rodzajem nałogu. Tak jak ludzie uzależnieni od narkotyków wykazują coraz większą na nie tolerancję tak konsumenci potrzebują coraz większych dawek, aby osiągnąć określony punkt zniewolenia."

To wszystko byłoby proste, w oczach ludzi zarządzających korporacjami, gdyby konsument mógł kupić pewien określony produkt i zaspokoić swoje pragnienia. Plany, co do dalszych zysków mogłyby na dobrą sprawę zostać wyrzucone przez okno a mechanizm, na który tak bardzo liczyły elity zostałby zniszczony na zawsze. Oczywistą odpowiedzią na takie zagrożenie jest stwarzanie coraz większych spostrzeganych przez nas potrzeb - tu właśnie pojawia się reklama.

Gdyby ktoś powiedział: "Reklama jest jednym wielkim spiskiem korporacji mającym na celu kontrolowanie umysłów" mógłbyś wziąć go za bredzącego lunatyka, który odkrył "jeszcze jeden" spisek. Korporacje płacą ogromne pieniądze agencjom reklamowym, które szkolą profesjonalistów, którzy później mają nabrać nas tak, byśmy kupili wszystkie bezwartościowe śmieci. Oni wiedzą, że seks się sprzedaje, że migające reklamy działają, i że ludzie ślepo podążą za tymi trendami. Ile reklam telewizyjnych na przykład przedstawia nam logiczne i przekonywujące dowody na to, że powinniśmy kupić produkt A? Reklamy telewizyjne nigdy nie będą odwoływać się do twojego rozsądku. Agencje reklamowe wiedzą, że łatwiej jest przekonać ludzi żeby kupili dany produkt, którego prawdopodobnie nie potrzebują, ani nawet nie chcą, jeśli się ich oszuka a nie, jeśli przedstawi się mu racjonalne argumenty. Alan During z Worldwatch Institute twierdzi: - "Tworzenie potrzeb jest ogromnym globalnym przedsięwzięciem. Przez ostatnie cztery dekady reklama jest jednym z najszybciej na świecie rozwijających się działów gospodarki. W Stanach Zjednoczonych wydatki na ten cel wzrosły z 198$ na osobę w 1950 roku do 495$ w 1990. W międzyczasie globalne wydatki na reklamę wzrosły z mniej więcej 39 miliardów $ w 1950 do 247 miliardów w 1988 i rosną szybciej niż wydajność gospodarki."

"[w 1920 roku] po raz pierwszy zaczęto używać reklamy jako psychologicznej broni przeciwko konsumentowi. Odkryto skuteczność reklam wywołujących strach. Bez listeryny, Postum czy Buicka konsument(ka) zostanie starą panną, padnie ofiarą jakiejś straszliwej choroby lub zostanie pominięta przy dawaniu awansów. Reklama wytworzyła silne powiązanie pomiędzy produktem, a czyjąś osobowością. W końcu zaczęła obiecywać wszystko - od poczucia własnej wartości do pozycji, przyjaźni czy miłości."

Co więc napędza konsumpcjonizm? On napędza się sam! Jak zauważył ekonomista John Kenneth Galbraith, przemysł, by maksymalizować zyski musi "tworzyć pragnienia, które muszą zostać zaspokojone". Mentalność, której nam potrzeba, by żyć w ten sposób, by gromadzić więcej, więcej i więcej - to uzależnienie. Ponadto, wpędza nas w to błędne koło, czujemy się zmuszeni by nadążać za ciągle rosnącym popędem do gromadzenia przedmiotów, tak samo jak do tego by nie pozostawać za innymi w zdobywaniu najnowszych technologii i wynalazków.

Co takiego niewłaściwego jest w konsumpcjonizmie?
Jak to się zaczyna?
Powodów jest wiele, można je jednak podzielić na trzy główne kategorie:


1. Jednostka
Mentalność konsumentów sprawia, że stajemy się pionkami korporacji - stajemy się zależni od (z reguły złych) instytucji, które sprawiają, że czujemy się "szczęśliwi". Jakie absurdalne jest to, że tak wielu ludzi, którzy wiedzą o tym, że korporacje są amoralne (są amoralne w przeciwieństwie do niemoralne, ponieważ w przypadku korporacji zaślepionych osiąganiem jak największych zysków nie można mówić o jakiejkolwiek moralności), mimo to wpycha swoje ciężko zarobione pieniądze do kieszeni tej panującej klasy za każdym razem, gdy wybiera się na zakupy dla rozrywki. Za każdym razem, kiedy podświadomie pozwalamy się zniewolić bezsensownym reklamom telewizyjnym czy tablicom z plakatami reklamowymi, na których widnieją kobiety w bikini, rezygnujemy z naszej świadomości na rzecz biznesu.

Ktoś powie na to: "Dajcie spokój, ludzie zawsze byli chciwi, to nic nowego". Nic bardziej błędnego. Alan During pisze: - "Pomiędzy rokiem 1967 a 1990 procent Amerykanów uczęszczających do collage'u, którzy uważają, że najważniejsza jest "bardzo dobra pozycja finansowa" wzrósł z 44 do 74 procent. Procent osób uważających, że najważniejsze jest odnalezienie prawdziwego sensu życia i właściwej filozofii spadł z 83 do 43." Konsumenci wiec narażeni są na to, że zostaną napiętnowani przez społeczeństwo jako osoby, które nie mają wystarczająco dużo pieniędzy by zrobić to czy tamto."

Oczywiście kwestia środowiska znaczy dla tych ludzi bardzo niewiele, czy wręcz nic. Żyją oni w kompletnej opozycji do naturalnej równowagi - jak możemy oczekiwać od nich, że będą szanowali życie w zgodzie z naturą?

2. Wspólnota
Wspólnota wydaje się być naturalną dla ludzi strukturą społeczną - jasne jest, że nie czujemy się najlepiej żyjąc jak pustelnicy z dala od innych ludzi. Aby mógł istnieć rząd, który pozwoli na w pełni wolne społeczeństwo - musi on respektować naturalny porządek, a małe komuny są nieodzowne. Znaczenie jedności, poczucia szczególnej więzi, które istniało we wspólnotach zostało zniszczone przez konsumencką mentalność. During twierdzi: "Tak jak więzi rodzinne, tak również zaniknęła gospodarka komunalna - została zniszczona pod ślepym naporem gospodarki pieniężnej. Zakupy, centra handlowe, autostrady i "komiksowość" zastąpiły nam dawne małe sklepiki, lokalne restauracje, teatry w sąsiedztwie - te rzeczy, które pomagały kształtować własną indywidualność i poczucie solidarności. Tradycyjne społeczności są wszystkim, ale te tradycje wygasają w niektórych nacjach. W Stanach Zjednoczonych zanik lokalnej gospodarki posunął się o wiele dalej, wiele dzielnic to nic więcej poza miejscami do spania, a sąsiedzi dzielą ze sobą tylko wypożyczalnie video i markety."

Brytyjscy naukowcy Carl Gardner i Julie Shepard dodają: "Centra miast, niegdyś naturalne skupiska ludzi, którzy żyli i pracowali w nich zatraciły swoją indywidualność i wszelkie powiązania ze swoją, tylko dla nich charakterystyczną przeszłością. Teraz są to tylko bardzo wierna kopie kilkudziesięciu innych miejsc rozsianych po całym kraju. Po za godzinami, w których czynne są sklepy… wiele centrów miast i miasteczek, w rezultacie swej >>monokulturowości<<>

Konsumpcjonizm, ponieważ kładzie taki nacisk na dochody jednostki, wywołuje zażartą rywalizację. Jakakolwiek współpraca postrzegana jest jako przyczyna słabości w tym świecie rządzącym się prawem "człowiek człowiekowi wilkiem". To przekonanie oparte jest na ignorowaniu faktu, że wszystkie pomyślnie i bujnie rozwijające się społeczności - na przykład tubylcze plemiona - z konieczności funkcjonowały w oparciu o zasady współpracy i współposiadania.

Generalnie, jakiekolwiek poczucie szczęścia spowodowane posiadaniem czegoś wynika nie z samej natury tegoż przedmiotu, ale ze statusu, jaki zapewnia bycie jego właścicielem. To znaczy, że ludzie są skupieni nie tyle na przedmiotach, które posiadają, ale na tym fascynującym uczuciu, że dzięki nim są lepsi niż inni. Badania psychologiczne przeprowadzone w społecznościach charakteryzujących się dużym zróżnicowaniem poziomu życia, takich jak społeczeństwa Wielkiej Brytanii, Stanów Zjednoczonych, Izraela, Brazylii czy Indii wykazały, że ci, których dochody plasują ich na szczycie czują się znacznie szczęśliwsi niż ci sytuowani gorzej, a klasa średnia ma tendencje do tego, by czuć się szczęśliwsza niż klasa niższa, ale tylko w kwestiach społecznych. Francuski filozof Jacques Rousseau pisze: - "Udowodniłbym, że gdyby ktoś widział garstkę potężnych i bogatych ludzi pławiących się w dobrobycie i zbytkach podczas, gdy masy uginają się pod brzemieniem ubóstwa i cierpień, to działoby się tak dlatego, że ci pierwsi przywiązują wagę do rzeczy, które zapewniają im rozrywkę tylko w takim stopniu w jakim robią to ci, którzy są tego pozbawieni; i ponieważ bez zmian ich położenia przestaliby być szczęśliwi gdyby inni ludzie nagle przestali cierpieć".

Wyższa klasa w Brazylii na przykład twierdzi, że jest mniej więcej tak samo szczęśliwa jak wyższe klasy w Stanach Zjednoczonych, pomimo znacznej różnicy w ich przychodach. Różnice w poziomi "szczęścia" w danych społeczeństwach przypuszczalnie istnieją, dlatego, że wyższa klasa sama stawia się ponad niższymi i czuje się lepsza. Oczywiście ta różnica w poczuciu "szczęścia" będzie istniała tak długo jak długo klasa średnia będzie dążyła do tego samego celu, co klasa wyższa - zarobienia tak dużo jak to tylko możliwe - ponieważ klasa średnia nie odnosi aż takich sukcesów w jego realizacji jak klasa wyższa. Gdyby klasa średnia przestała dążyć do tak bezwartościowego celu z pewnością zaczęłaby postrzegać swoje życie jako o wiele bardziej szczęśliwe i pełniejsze niż płytkie i puste życie bogatych.

Konsumpcjonizm dzieli społeczeństwa na klasy i prowadzi do bezlitosnej walko o jak największe przychody. Żadna egalitarna wspólnota nie może zaistnieć w tym świecie gdzie dominuje bezmyślna rywalizacja. Wszechobecny materializm przekazywany z pokolenia na pokolenie w uprzywilejowanych nacjach oddziela nas od wartości wspólnoty, ponieważ komercyjny sposób myślenia stawia na pierwszym miejscu przedmioty i wytwory najnowszej technologii. I znowu, co nie jest żadną niespodzianką, społeczeństwo opętane ideą gromadzenia pieniędzy nie przywiązuje najmniejszej wagi do duch wspólnoty czy ochrony naszej Matki Ziemi.

3. Nasz Dom, Ziemia
Jest to rzecz dość spora, choć bardzo prawdopodobna, że szeroko rozprzestrzeniony konsumpcjonizm jest jednym z czynników najbardziej niszczących równowagę na Ziemi. Na niezliczonych poziomach proces wytwarzania nie potrzebnych dóbr konsumenckich jest odpowiedzialny za ciągłe niszczenie integralności, piękna i stałości tej planety.

By wyprodukować jakiś zbyteczny produkt, powiedzmy dodatkową parę spodni dla nadążającego za modą klienta Ziemia musi cierpieć. Bawełna musi być uprawiana na polach, których istnienie okupione jest wycinaniem i spaleniem lasów. Przetworzenie bawełny wymaga odpowiedzialnych urządzeń a do transportowania jej statkiem do fabryki jest potrzebne paliwo. Student Cornell w tak czarujący sposób określił swój materializm: "Moi rodzice są zadowoleni ze swojego stylu życia. Ale mi to nie wystarcza." Absolwenci liceów przebadani pomiędzy 1976 a 1990 rokiem wykazywali coraz mniejsze zainteresowanie "poszukiwaniem celu w życiu" i zwiększającą się chęć zdobywania przedmiotów, które oferuje konsumenckie społeczeństwo. Liczba studentów, którzy uznali "posiadanie jak największej ilości pieniędzy" za "niezwykle ważne" wzrosła z mniej niż połowy w 1977 roku do niemal dwóch trzecich w 1986. Posiadanie pieniędzy stało się celem numerem jedne dla absolwentów liceów.

Dla każdej spostrzegawczej osoby było to jasne od lat. Wystarczy tylko zwrócić uwagę na absurdalne sumy, które młodzież i coraz częściej dzieci wydają na markowe ubrania i inne artykuły. Dosłownie setki dolarów są marnowane na te stworzone przez korporacje wyznaczniki statusu - tylko po to by zaszufladkować konsumenta jako zwolennika jakiejś korporacji, (która prawdopodobnie wielokrotnie złamała przepisy dotyczące ochrony środowiska, praw człowieka).

W Stanach Zjednoczonych nie ma żadnych przepisów, które mogłyby wpłynąć na zahamowanie gwałtownego wzrostu wartości konsumpcji. Inne kraje świata również zostały wciągnięte w wir masowej konsumpcji próbując dorównać Stanom Zjednoczonym, od efektów aż robi się niedobrze. Niemiecki reklamy na przykład zachęcają ludzi do "Kupienia Marlboro", "Spróbowania Westów". W chwili, gdy to czytasz McDonald's nieustannie rozwija się i zaczyna wprowadzać swój fast food do krajów Trzeciego świata, Japonia pomimo swej dawniejszej niechęci szybko stała się Mekką materializmu i konsumpcji. Pewien zdegustowany japoński student zauważył: "Japońscy ludzie są bardzo dobrze sytuowani materialnie, ale jeśli chodzi o ich wnętrze… Nigdy nie mamy czasu na to by odnaleźć siebie czy to, czego rzeczywiście powinniśmy szukać w życiu." W niektórych kręgach społecznych Japonii sushi pakowane w złotą folię czy ubranka dla psów wykonane z futer norek wywoływały falę entuzjazmu, w innych z pewnością wzbudziły niesmak i obrzydzenie.

Dla tych, którzy wybrali konsumencki styl życia, życie jest zdradliwym "wyścigiem szczurów", pogonią za pieniędzmi i przedmiotami, by w końcu osiągnąć wysoką pozycję społeczną. Jednostka, która wybiera konsumencki styl życia zostaje na zawsze skazana na niewolnicze uzależnienie od pracy. Jej dni będą pasmem nieustających stresów i niepokoju. Niepowtarzalne jednostki staną się niczym więcej niż producentami dóbr konsumenckich czy osobami świadczącymi usługi. Pozwalamy innym czerpać zyski z naszego cierpienia, nudy czy nieszczęścia. Po długim, wyczerpującym dniu pracy, zbyt wyczerpany produkowaniem dla systemu konsument sadowi się przed telewizorem, być może zapychając się obiadem z mikrofalówki! Ten dzień został stracony - nie było w nim czasu na relaksem spacerowanie i podziwianie natury, cieszenie się posiłkiem, siedzeniem pod drzewem i czytanie, odwiedzanie rodziny czy przyjaciół, czy te z oddanie się jakiejkolwiek innej prostej przyjemności, która może dać nam życie. Dlaczego decydujemy się na to szaleństwo? Jeden bankier z Wall Street powiedział o tym szczerze: - "zarabianie pieniędzy ma taką wartość, jaką sami mu nadamy".

Szybciej, szybciej, więcej, więcej! To stało się mottem życiowym cywilizacyjnej osoby. Psycholog Robert Levine z Uniwersytetu Stanowego w Kalifornii badał tempo codziennego życia w sześciu krajach. Mierzył wszystko od szybkości chodzenia po ulicach miast po szybkość mówienia urzędników pocztowych, chcąc w ten sposób udowodnić, że tempo życia rośnie wraz z postępującą industrializacją i orientacją na konsumpcję w danym państwie. Rzecz jasna japońscy mieszkańcy miast robili wszystko najszybciej. Zaraz za nimi znaleźli się Amerykanie, Anglicy, dalej mieszkańcy Tajwanu i Włoch, na końcu zaś Indonezji. Badania profesora Levine'a pokazały to, z czego wielu doskonale zdawało sobie sprawę: im zamożniejszy kraj tempo życia w nim większe.

Więcej niż dwie trzecie amerykańskiej populacji stwierdza, że "cieszyłoby się gdyby przywiązywano mniejszą uwagę do pieniędzy". Jednak zachowanie tych ludzi jest w dużej mierze niezgodne z pragnieniem, by mieć mniej materialistycznie zorientowane życie. Wielu pracuje tak intensywnie, że po pewnym czasie praca staję się torturą, a robią to tyko po to, by potem móc "robić zakupy do upadłego". Prawdopodobnie powodem tej sprzeczności jest to, że ludziom tym wpojono pewien sposób myślenia, przekonanie, że aby być "szczęśliwym" trzeba zarabiać ogromne sumy bezużytecznych pieniędzy. Woleliby raczej żyć prościej, ale nie potrafią zakwestionować przekonań, które pierwotnie postawiły ich w tak niefortunnej sytuacji. To po prostu zbyt wielki problem. Prawdopodobnie skończą oni jako robotnicy w fabrykach, które zbudowano tam gdzie kiedyś rosły lasy, jakkolwiek zbyt szybko mkniemy po drodze "postępu" by przejmować się tym. Te fabryki wymagają ogromnej ilości "surowców" do produkcji i z pewnością zanieczyszczają otaczający ekosystem ogromnymi ilościami odpadków. Do produkcji spodni potrzebne są chemiczne barwniki i prawdopodobnie inne sztuczne składniki. Spodnie muszą zostać statkiem dostarczone do magazynu, który najprawdopodniej jest częścią centrum handlowego - instytucji samej w sobie złej (czy wiedziałeś, że w Stanach jest więcej wielkich centrów handlowych i supermarketów niż szkół?). Ktoś musi być w tym sklepie żeby sprzedawać spodnie naszemu nadążającemu za modą przyjacielowi; ta osoba cierpi z powodu faktycznego, trwającego cale życie zniewolenia przez te harówkę.

Co najważniejsze, ta osoba, która dostała wreszcie swoją parę spodni (której nie potrzebowała) jest o jeszcze jeden krok dalej w szacunku dla natury. Dalej obwarowuje się wartościami tego zepsutego społeczeństwa i co za tym idzie odrzuca wszelkie wartości Matki Natury. To po prostu niemożliwe kochać i czcić Naturę i życie, równocześnie planując swoje życie, tak by zapewnić sobie optymalne warunki do maksymalnej konsumpcji. Obsesja na punkcie dóbr materialnych to policzek dla życia w zgodzie z naturą - to coś więcej niż tylko duchowe ubóstwo.

Każdego roku Amerykanie wyrzucają 2,7 miliarda baterii, 183 miliony żyletek, 140 milionów metrów sześciennych folii, w którą pakowane są np. orzeszki, 350 milionów pojemników po farbach spray'u. Pewna fabryka w Maryland produkuje kasety video - są zaprojektowane tak by wyrzucić je po 5 - 10 odtworzeniach. Od kiedy wybór danego produktu w dużej mierze uzależniony jest od reklamy, ludzie przywiązują coraz mniejszą uwagę do jego wartości. Półki sklepowe zapełnione są tanimi, kiepskimi produktami celowo wykonywanymi tak, by albo szybko wymagały naprawy, albo zastąpienia nowymi. Takie produkty zapełniają nasze wysypiska śmieci po brzegi. Tylko sami Amerykanie rocznie wyrzucają 7,5 miliona telewizorów. W tym kraju również wyrzuca się 280 milionów gumowych opon rocznie, tylko jedna czwarta z nich jest ponownie przetwarzana. Takie przetworzone opony mogą być wykorzystywane do produkcji wielu użytecznych rzeczy, takich jak na przykład wegańskie buty. Tylko niewielka ilość tego, co wyrzucamy ulega biodegradacji.

Plastikowe opakowania, aluminiowe i wiele nadających się do ponownego przetworzenia produktów metalowych zaśmieca naszą ziemię, kiedyś nieskalaną przez człowieka. Nowocześni zindustrializowani ludzie są tak ślepi, że nie widzą, że ścieżka, która obrali wiedzie ich prosto do samozniszczenia. Zanieczyszczamy nasze domy i zatruwamy nasze ciała nazywając to postępem. Jako gatunek gwałtownie cofnęliśmy się do stanu zaburzonej równowagi i całościowej destrukcji i w dodatku pociągamy za sobą każdą roślinę i zwierzę. Kultury oparte na mrożonkach, serialach komediowych, lekkich drinkach, modnych dodatkach, przejażdżkach dla rozrywki i "jedzeniu" z Mcdonald'sa chce być uważana za rozsądną i sensowną. "Wolność wyboru" to słowa tak często powtarzane w konsumenckim społeczeństwie, jednak jest kilku, którzy zadają sobie pytanie czy naprawdę dano im jakiś wybór, czy też zostali na siłę nakarmieni śmieciami produkowanymi przez korporacje. Jakie społeczeństwo pozwala sobą manipulować, kontrolować swoje umysły (w końcu daje się wziąć podstępem), ślepo słucha reklam? Takie, które zboczyło z drogi i brak mu perspektyw. Prawdopodobnie to ten sam typ społeczeństwa, który jest tak owładnięty obsesją na punkcie zupełnie nieistotnych przedmiotów, że skończy sam skazując się na zniszczenie. Możemy zadać sobie następujące pytanie: - "Jaki byłby świat gdybyśmy zdołali pozbyć się konsumpcjonizmu?". Nie spędzalibyśmy większości dni uwięzieni w pracy. Cała ta żałosna struktura zniknęłaby - nie z dnia na dzień, ale wtedy, gdy ludzie przestaliby przejmować się zdobywaniem dóbr materialnych, nie byłoby już wtedy miejsca na kapitalizm. Nie czulibyśmy już, że to jacy jesteśmy jest kwestią drugoplanową w stosunku do tego ile posiadamy. Stosunki w rodzinach i wspólnotach poprawiłyby się ogromnie, tak jak poprawiłby się nasz stosunek do samych siebie. Nasze umysłu nie byłyby zaprzątnięte myślami o pieniądzach i chciwości, a zamiast tego byłoby pełne spokoju i błogości; nasz związki z Naturą niemal na pewno stałyby się o wiele silniejsze.

W naszym nowo odnalezionym czasie, który wcześniej trwoniliśmy w jakiejś pracy, moglibyśmy zająć się tym, co jest ważne dla każdego z nas: przyjaciółmi, rodziną, ochotniczą pracą, podróżowaniem, czytaniem, ćwiczeniami, pisaniem, rozmyślaniem, odpoczywaniem, czymkolwiek. Najważniejsze jest to, że w tym czasie moglibyśmy robić to, co sprawia, że naprawdę czujemy się szczęśliwi, a nie to, czego nas nauczono, czemu powinniśmy być szczęśliwi. Jeśli oglądanie telewizji, jedzenie fast food'u naprawdę sprawia, że czujemy się szczęśliwi to dziwne jest to, że w dzisiejszym społeczeństwie jest tak wielu ludzie cierpiących i niespełnionych.

Sami musimy kontrolować swoje życie. Nigdy więcej szarlataństwa i oszustw korporacji. Trzeba również zauważyć, że błędem byłoby obwiniać tylko konsumpcjonizm za to, że naszą planetę zapełniły multikorporacje - musimy brać odpowiedzialność za swoje nawyki konsumpcyjne i zmienić je, musimy zadać sobie pytanie: "Czy naprawdę potrzebujemy tych wszystkich rzeczy, które próbuje się nam wcisnąć?" Podczas, gdy korporacje mogą próbować oszukiwać nas tak, byśmy akceptowali ich sztucznie stworzone "potrzeby". Ostateczny wybór, czy będziemy walczyć, czy też poddamy się temu obłędowi, należy do nas.

czwartek, 7 stycznia 2010

Dziękujemy Wam, kapitaliści ! :)Darmowych pyszności kolejna odsłona.





Chcecie zobaczyć jakie jedzenie ląduje w śmietnikach?






:)



Tymianek, 15 ziemniaków, cebulka,
tacka pomidorków koktajlowych
(jeden zielony był lekko spleśniały, a reszta elegancka)

Piramida pomarańczy, mandarynek i klementynek.
Nie dałam rady już tego zliczyć, a w trakcie robienia zdjęcia- część była już przerabiana na sok.


***
To tylko trzy zdjęcia , a podobne "zbiory" mamy prawie codziennie. Cytrusy przerabiamy na niezliczone ilości soków. Już się przejadłam papryką i pomidorami, bo tego zawsze jest najwięcej.
Niemniej jednak prosiłabym o garść inspiracji, co można z taką ilością pomidorów robić:)

***

Wykaż trochę zapału i przejrzyj takie miejscówki w swojej najbliższej okolicy. Bierz zawsze tyle, ile tylko zdołasz udźwignąć. Jeśli nie nadążysz z jedzeniem i przetwarzaniem produktów, zrób coś dla innych! Odezwij się do lokalnej grupy Food Not Bombs. Jeśli nie ma jeszcze takiej w Twoim mieście, zorganizuj ją!

Jedzenie Zamiast Bomb jest ogólnoświatową inicjatywą rozdawania bezpłatnych wegetariańskich posiłków potrzebującym. Pierwszą akcję zorganizowali w 1980 roku amerykańscy aktywiści protestujący przeciwko zbrojeniom atomowym. Oprócz wymiaru praktycznego jakim jest niesienie pomocy, akcja ma wymiar symboliczny. Zwraca uwagę na problem głodu i niedożywienia, które ma miejsce w każdym zakątku Ziemi, nawet w krajach najbogatszych. Problem głodu nie wynika z niedoborów żywności na świecie, a z polityki bogatych państw, które wolą olbrzymie nakłady finansowe przeznaczać na zbrojenie swoich armii. Tymczasem na poprawę sytuacji bytowej najbiedniejszych przeznacza się coraz mniej. Statystycznie suma pieniędzy wydana w ciągu tygodnia na zbrojenia jest równa kosztom wyżywienia głodujących ludzi na całym świecie przez okres jednego roku. W obliczu trwającej wojny w Iraku, Afganistanie... akcja ma na celu zwrócenie uwagi na problem biedy i niemożności zaspokojenia podstawowych potrzeb życiowych przez znaczną część naszego społeczeństwa oraz ludność na całym świecie.
Aktualnie akcja odbywa się regularnie w większości miast w Ameryce Północnej, Europie (również w Polsce, między innymi w Gdańsku, Gdyni, Szczecinie, Olsztynie, Warszawie, Łodzi, Krakowie, Poznaniu, Zielonej Górze, Toruniu, Lublinie, Białymstoku, Tarnowskich Górach, Gliwicach, Wrocławiu, Rzeszowie i Katowicach), a także w Azji, Australii, Afryce.


Jeśli jesteś z Poznania
-
zapraszamy
w każdą niedzielę o godz. 13.00
do pomocy przy gotowaniu na Skłot Rozbrat.


Fasolka po bretońsku


Jedno z najlepszych dań z tradycyjnej polskiej kuchni. Można bez problemu wykonać jego wegańską wersję z różnymi roślinnymi kiełbaskami, wędlinami i innymi pierdołami. Ja jednak wolę wersję mniej przetworzoną i należę do zwolenników prymatu fasoli nad sosem, dlatego tyle jej tutaj jest :)


Składniki:
  • 500 g fasolki białej
  • 2 kg pomidorów, pokrojonych w kostkę + mała puszka koncentratu pomidorowego
  • 3 cebule , drobno pokrojone
  • 3 łyżki oleju
  • 2 marchewki, starte
  • 2 łyżki koncentratu pomidorowego
  • 1 ząbek czosnku
  • sól i pieprz , dwa liście laurowe + dwie kulki ziela angielskiego, tymianek, majeranek i nać pietruszki
Fasolę namoczyć na noc w dużej ilości wody. Drugiego dnia, wylać wodę i ugotować fasolę w nowej, z dodatkiem koncentratu pomidorowego, liści laurowych, ziela angielskiego , soli i pieprzu. Pomidory przesmażyć w rondelku , zmiksować blenderem na gładką masę. Na patelni podsmażyć cebulę, czosnek i marchewkę. Dodać do pomidorów i doprawić ziołami. Tak przygotowany sos połączyć z ugotowaną i odcedzoną fasolką.

Chleb żytni z cebulką i słonecznikiem

Ostatnio pojawiła się nowa moda i wszyscy pieką swój chleb. Też postanowiłam jej ulec, a oto efekty.





Składniki
300 g mąki żytniej (typ 2000)
300 g mąki pszennej (typ 650)
3 szkl. ciepłej wody
0,5 kostki drożdzy
płaska łyżka soli morskiej
2 łyżki oliwy
3 duże cebule , drobno pokrojone
3 garście ziaren słonecznika


Drożdze rozpuścić w odrobinie ciepłej wody z dodatkiem szczypty mąki i cukru. Odstawić w ciepłe miejsce do wyrośnięcia. Cebulę zeszklić na oliwie, ostudzić. Mąki przesiać do miski, dodać sól, słonecznik i cebulkę. Następnie dodać drożdze i wodę. Całość wyrabiać rękoma przez około 10 minut. Odstawić na godzinę do wyrośnięcia. Po tym czasie przełożyć do formy i piec około 50 minut w temperaturze 200 st. C.


D.I.Y-owe chleby są najlepsze na świecie ! Najlepsze są takie prosto z pieca, posmarowane jedynie odrobiną margaryny wegańskiej.

poniedziałek, 4 stycznia 2010

Karmelowa konfitura cytrynowa


Znaleźliśmy ostatnio 50 ekstra cytryn. Zaczęłam kombinować, co można z nich przygotować. Nie można wszystkiego wycisnąć do herbaty. Napój imbirowo - cytrynowy też należy spożywać z umiarem. Powstał zatem pomysł na spożytkowanie takiej ogromnej ilości owoców. Konfitura!

Dobrej jakości konfitury z cytrusów są w naszym kraju luksusem. Moje 6 słoiczków kosztowało około 5 złotych - koszt cukru trzcinowego + prąd zużyty w czasie przygotowywania.

Wymagają troszeczkę pracy, ale efekt warty poświęcenia jednego wieczoru.

  • 35 cytryn
  • 500 g cukru trzcinowego
Cytryny dokładnie umyj i obierz ze skórki. Skórki z 15 cytryn sparz wrzątkiem i pokrój w cienkie paski. Reszty skórek nie wyrzucaj - możesz z nich zrobić kandyzowaną skórkę cytrynową do wypieków, dekoracji ciast czy urozmaicenia smaku herbaty. Obrane cytryny pokrój w cienkie plasterki, pamiętaj, aby wydłubać wszystkie pestki. Całość wrzuć do garnka, dosyp cukier i smaż na wolnym ogniu około 40 minut. Następnie dodaj skórkę pokrojoną w paski i smaż kolejne 15 minut, często mieszając , aby masa nie przypaliła się.
Przekładaj gorącą koniturę do wyparzonych słoiczków. Mocno zakręć i ustaw je na ściereczce "do góry nogami", aby dobrze się zawekowały.

Idealna do naleśników, tostów czy herbaty. Lekko kwaśny smak , karmelowy kolor i cudowny zapach domowych przetworów. Jeśli chcesz, aby bardziej słodka - zwiększ ilość cukru.

sobota, 2 stycznia 2010

Z okazji Nowego Roku...

Nigdy nie robię listy postanowień, bo jeśli czuje , że potrzeba zmian to inicjuję je od razu. Nie odkładam na później, bo trzeba działać na bieżąco. I obojętnie czy te zmiany dotyczą Ciebie czy otoczenia czy całego globu.

Myślałam trochę czasu nad wpisem noworocznym, ale właściwie to co chciałam Wam powiedzieć, ujął doskonale pewien człowiek. Pozwolę sobie w całości zacytować jego tekst, umieszczony na serwisie indymedia. Jeśli chcecie poczytać więcej : www.positi.blogspot.com


***

Zmieńmy klimat na lepsze w nowym roku. Nie dajmy się nabrać na "Globalne Ocieplenie.Globalny Szwindel" - Odezwa noworoczna.

Sylwester to wspaniały dzień na zmiany na lepsze. Wielu z nas z nowym rokiem postanawia porzucić stare nawyki, nałogi, przekonania i ogólnie poprawić siebie =/i swe życie. Korzystam więc z tej energii pozytywnych zmian i życzę Wam wszystkim zmiany klimatu na lepsze =/i siły w obalaniu kapitalizmu. Życzę Wam wszystkim obalania takich bajek jak przedstawionych w filmie „Globalny Szwindel” o tym, że globalne ocieplenie nie istnieje albo, iż człowiek nie ma na to żadnego wpływu. Do napisania tego artykułu zmusza mnie fakt tak częstego pojawiania się wypowiedzi typu „globalnego ocieplenia nie ma, człowiek nie ma na nie wpływu, to wymysł kapitalistyczny itp.” pod prawie każdym artykułem, wiadomością dotyczącą jakiejkolwiek działalności na temat zmian klimatycznych. Ten artykuł jest między innymi odpowiedzią na wszelkie tego typu komentarze. Zacznijmy może od oceny skali zjawiska. Na zachodzie, gdzie mieszkam NIKT już nie neguje zmian klimatu, a raczej na pewno nikt z kręgów aktywistycznych. Negujący zmiany klimatu są tutaj marginesem takim jak wierzący w UFO czy też negujący holokaust. Każdy może wierzyć w co chce jeśli jednak prowadzi to do krzywych i złych postaw może spodziewać się radykalnej reakcji, którą postaram się tutaj wyrazić.

Zaangażowanie antykapitalistów można zobaczyć w mobilizacji przeciwko konferencji klimatycznej COP 15 podczas którego przez ulice Kopenhagi przeszła stu tysięczna demonstracja pod hasłem „Zmiany klimatu wymagają zmiany systemu” („System change not climate change”). Udział wziął w niej około tysięczny czarny blok, później niefortunnie aresztowany. Widać to też w zaangażowaniu aktywistów w te protesty. To co doświadczyłem w Kopenhadze to narodziny silnego ruchu ekologicznego, który jako główny ratunek dla naszej planety (czyli dla nas wszystkich) widzi w obaleniu systemu kapitalistycznego. Potencjał tego ruchu jest tak duży jak nigdy przedtem. Nic dziwnego skoro zagrożenie naszej planety oraz skutki zmian klimatycznych nigdy nie były aż tak wyraźne. Nigdy przedtem ruch antykapitalistyczny nie miał aż takiego potencjału. Nigdy też ruch ekologiczny nie był aż tak radykalny. Nic dziwnego skoro coraz więcej osób przekonuje się, że zmiany klimatyczne dotyczą nas wszystkich. Globalne ocieplenie to już nie tylko kwestia ekologiczna, to już nie tylko kwestia anty kapiatlistyczna, to już nie tylko kwestia praw człowieka =/i praw pracownika =/i praw kobiet, to już nie tylko kwestia militaryzmu i pokoju, to już nie tylko kwestia migracji, rasizmu i zamykania granic, to już nie tylko kwestia odnawialnych źródeł energii i fałszywych rozwiązań jak energetyka jądrowa cz też „czysty” węgiel, to już nie tylko kwestia wycinki lasów tropikalnych i upraw GMO, to już nie tylko kwestia wegetarianizmu i praw zwierząt, to już nie tylko kwestia tych biednych krajów południa, których zmiany klimatu już teraz doświadczają najbardziej, choć to nie one są za nie odpowidzialne, to już nie tylko kwestia głodu i bezdomności, to już nie tylko kwestia zwiększonych represji, kontroli i inwigilacji, to już nie tylko kwestia zanieczyszczeń powietrza ziemi i wody, to już nie tylko kwestia wyginięcia gatunków, to już nie tylko kwestia multikorporacji i wykorzystywania dzieci,to już nie tylko kwestia braku wody pitnej czy ziemi do uprawy, to już nie tylko kwestia wyzysku. To już nie tylko kwestia przyszłych pokoleń =/i naszych dzieci. To już nie tylko kwestia życia i śmierci. TO KWESTIA NAS WSZYSTKICH, WSZYSTKIEGO I CAŁEJ NASZEJ PLANETY.

Dlatego bieg historii, przyszłe pokolenia, nasze dzieci i już dzisiejsze ofiary, wszyscy razem wymagają od ludzkości, nas wszystkich i każdego z osobna porzucenia tego co nas różni, a skupieniu się na tym co nas powinno łączyć tzn. na ratowaniu naszej planety, naszego wspólnego domu. Mamy ją tylko jedną i to właśnie teraz jest chwila, której nie możemy przegapić. Jest jedna rzecz, której się nauczyłem w Kopenhadze. Zmiany na indywidualnym poziomie nie wystarczą. Oczywiście są one potrzebne, bo to przecież od nas powinniśmy zacząć zmieniać świat i bardzo trudno jest np. walczyć o prawa zwierząt jedząc w Mc Donaldzie czy walczyć o wolność od systemu zniewalając się alkoholem i podpierając ten system z drugiej strony itp.

Destrukcja Ziemi, nierówności międzyludzkie i zagrożenie przyszłości nas wszystkich są problemami globalnymi i wymagają globalnych rozwiązań, które mogą nastąpić tylko i wyłącznie przez obalenie kapitalizmu =/i systemu wyzysku i konsumpcji . Nie tylko w nas, nie tylko lokalnie i nie tylko globalnie lecz na wszelkie z wymienionych sposobów. To właśnie system kapitalistyczny =/i chciwość bogatych jest odpowiedzialna za zniszczenie naszej planety, wyzysk i całe zło tego świata. Nie możemy liczyć, że Ci, którzy dla swych własnych, brudnych ineteresów wpakowali nas w ten i inne kryzysy nagle przestaną być chciwi i zrezygnują ze swych zysków. Niestety tak się nie stanie, bo chciwość to jeden z najgorszych narkotyków. Im więcej masz tym więcej chcesz. Do tego szkodzi wszystkim, a nie tylko narkomanowi.

Intencje „zielonego” kapitalizmu można trafnie określić hasłem: „Green capitalism = green wash”. Widać to po fałszywych rozwiązaniach jakie się nam próbuje sprzedać: handel emisjami, energetyka jądrowa, „czysty”węgiel, „bio” paliwa, GMO, „ekologiczne” mięso, „naturalne” futra, konferencje klimatyczne, puste obietnice i wiele, wiele innych. Te kłamstwa mają jedynie tyle wspólnego z ekologią, że w imię „zielonego” kapitalizmu kontynuują często jeszcze gorszą destrukcję planety oraz mydlą ludziom oczy, dając jakże złudne wrażenie, że politycy, korporacje i biznesmeni się o nas troszczą i mają wszystko pod kontrolą. Nie kupujmy kłamstw, które nas powstrzymują przed podjęciem właściwych kroków. Nie od dziś politycy w każdy podstępny sposób mamią nas obietnicami i kłamstwami, które mają za zadanie jedno: utrzymać naszą bierność, byśmy nie wyłamywali się z systemu kupowania, pracowania, wyrzucania, zatruwania, nie myślenia, umierania... Nie od dziś wiadomo, że politycy, media, policja, naukowcy najczęściej są w rękach najbogatszych, którzy to najczęściej chcą być jeszcze bardziej bogaci. Dlatego nie wierzmy we wszystko co oni piszą lub nam pokazują. Tak jak kiedyś firmy tytoniowe płaciły miliony naukowcom za udowodnienie nieszkodliwości palenia tak też np. Shell parę lat temu ogłosił wielką nagrodę dla naukowców, którzy obalą fakt globalnego ocieplenia. Zrobią wszystko byśmy nie robili nic albo byśmy uwierzyli, że nic się nie da zrobić, nie mamy na nic wpływu, nie zmienimy nic (skąd my to znamy ?). Ludźmi pozbawionymi nadziei łatwiej się manipuluje, bo pozostają oni bierni. Dlatego proszę Was. Spójrzcie ponad kłamstwa. Swoimi oczami. Nie moimi. Odpowiedzcie sobie na pytania:

„Komu zależy na tym by ludzie nie wierzyli w ocieplenie klimatu i ludzki wpływ na nie ?”

„Czy fałszywe rozwiązania sprzedawane mi przez polityków i korporacje mogą mnie powstrzymywać od domagania się i wprowadzania tych prawdziwych rozwiązań ?”

„ Czy zmiany klimatyczne dotyczą także mnie i moich bliskich ?”

„Czy nie jest czas by wziąć los we własne ręce ?”

„Czy tak poważna kwestia jak przyszłość moich dzieci jest warta pozostawienia w rękach polityków ? Czy nie zawiedli mnie wcześniej ? Czy jeszcze raz mogę im zaufać? Zaryzykować ?”

Kto ma oczy niech widzi !

Ja postaram się opisać, to co ja dostrzegam. Nie w telewizorze jednak w moim własnym życiu.

Anomalia pogodowe każdego roku. Mróz i śnieg w październiku, a w maju muszę nosić rękawiczki. Kiedyś w Polsce mieliśmy jedną, dwie powodzie na stulecie. Teraz mamy je prawie co roku. W Holandii rząd planuje budowę tam by uchronić się przed podniesieniem poziomu wody. Na ostatnim szczycie Nato głównie obradowano jak wzmocnić granicę by uchronić bogatą północ przed uchodźcami klimatycznymi. W Indiach planują ogromny mur by odgrodzić się od migrantów z Bangladeszu. Ten mały kraj stał się symbolem niesprawiedliwości klimatycznej. W ostatnim roku był on nękany powodziami kilkanaście razy. Wystawa zdjęć miejsc, których już nie długo może nie być, a wśród nich Wenecja, Kopenhaga i Amsterdam dały mi dużo do myślenia. Rozmowy twarzą w twarz z aktywistami, którzy nie mieli by powodów, by mnie okłamywać o problemach klimatycznych jakie doświadczają ludzie z Południa już dziś zrodziły we mnie solidarność. To wszystko, te wszystkie kwestie oraz troska o moją córkę sprawia, że zrobię wszystko dla przyszłości nas wszystkich, dla teraźniejszości tych co cierpią obecnie. Uważam, że filmy typu „Globalny szwindel” wyrządzają jeszcze więcej zła niż negacja holokaustu. W te drugie wierzą jedynie pustogłowi debile, a na negację wpływu ludzkiego na zmiany klimatyczne nabiera się dużo jakby się zdawało się otwartych i myślących ludzi. Co do obiektywności przedstawiania „alternatywnych” punktów widzenia, to uważam propagowanie bierności (bo tę ten film przekazuje)za nie tylko nie alternatywne lecz za konserwatywne, a wręcz wsteczne. Na zakończenie chciałbym też zaznaczyć, że zmiany klimatu jako te najbardziej bliskie wzięły pod swój „parasol”całą pozostałą destrukcje naszej planety, a więc zanieczyszczenie powietrza, wody, ziemi, wyginięcie gatunków, wylesianie, wykańczanie się surowców, kwaśne deszcze itp. Wszystkie te czynniki wzajemnie na siebie wpływają. Nie powinniśmy zapominać o żadnym z nich w naszej walce o Ziemię. Dobro naszej planety dotyczy nas wszystkich. Także policjanci, politycy, biznesmeni itp. mają dzieci i może się w końcu okazać, że niektórzy z nich także się kiedyś szczerze zatroszczą o ich przyszłość. Tego im wszystkim życzymy. Co zauważyłem podczas COP 15 to, że nadchodzi także czas dokonywania wyborów, po której stronie chcemy stać. Po stronie fałszywych rozwiązań czy też prawdziwych zmian na lepsze ? Ten wybór będziemy musieli podjąć my wszyscy i każdy z osobna. Przed tym wyborem stoi teraz wiele NGO-sów, które starały się „wyprosić” ich zdaniem jakąś lepszą niż gorszą decyzję. COP 15 pokazał jak mało się liczy głos proszenia w obradach gdzie pieniądz, władza, korporacje i najbogatsi mają najwięcej do powiedzenia. Brak miejsca dla takich NGO-sów jak Friend Of The Earth(nie wpuszczeni na obrady), Greenpeace(niektórzy z członków zaaresztowani do dziś) przy jednoczesnej akceptacji tych co współpracują w „Green Wash” np. WWF tworzący wraz z Monstanto termin „odpowiedzialnej soi” dla odmiany GMO mówi sam za siebie. Mam nadzieję, że tego typu sytuację będą sprzyjały radykalizacji tych co szczerzy, a jak nie to uwidocznieniu ich hipokryzji ( jak w przypadku WWF).

Wspaniałej przyszłości. Tego Wam wszystkim życzymy. Nie zapominajmy, że największe zwycięstwo to te, które osiągamy po podjęciu każdej akcji, każdego dobrego wyboru bez względu na jego konsekwencje. To zwycięstwo nad naszym życiem. Jak najwięcej zwycięstw w nowym roku.


Fragment książki „Życie Aktywisty”

Artykuł ten sympatyzuje z działalnością takich grup jak Climate Justice Action, Climate Justice Now, System Change Not Climate Change aktywnymi podczas protestów COP 15

Marek Griks autor „Losu Buntownika”, współredaktor stron www.positi.blogspot.com, członek Spirit Of Squatters Collective i radia Awakening/Polonia Aktywna


***